O próbach wyżłów słów kilka…

Zwykły wpis

próba wody Jakiś czas temu z „ramienia państwa” miałem możliwość „nadzorowania” prób polowych wyżłów. To takie coroczne coś gdzie wyżeł może udowodnić, iż jest wyżłem, bo jak twierdzą ortodoksi wyżeł, który nie posiada cech wyżła wyżłem nie jest. Bynajmniej nie rozchodzi się tu o wyżli design a to co wyżeł ma pod wyżlą czaszką, a dokładniej czy to coś po wyżlemu funkcjonuje. Innym słowem czy współczesny wyżeł zaspokojony ma wyżli zew krwi, ot co…

Tak więc zaczęło się to jak to w takich przypadkach bywa od znalezienia ochotnika, któremu zachce się wstać w sobotę rano, śmignąć za miasto i z całą powagą dla majestatu urzędu reprezentować państwo polskie. Jako, że las ochotniczych rąk wyrósł niczym puszcze pokrywające polskie ziemie w prastarych czasach… no dobra to co zostało po owych puszczach czyli pola cebuli,po których hula wiatr. Ochotnik z urzędu był jeden i zadanie przyjął na klatę (z tym większą satysfakcją, że po obu dziadkach myśliwych jakaś ta krew łowiecka musi w żyłach krążyć – w końcu ciągle łowię różne okazje, szczególnie jak piwo jest w promocyjnej cenie…)

Zatem obudzony przez budzik w sobotę z samego rana, wsiadłem za kółko mojej „wozidupki” i wsłuchując się w symfonię klekotu rozpieprzonych przegubów i buczenia przepalonego tłumika, udałem się na miejsce docelowej zbiórki. Tam zaparkowałem mój pojazd, wśród pojazdów innych uczestników imprezy – wyglądało to tak jakby wśród owczarków kaukaskich, puścić foksteriera (ale w końcu dlaczego nie?;) i udałem się na poszukiwanie organizatorów, wywołując przy tym niemałe zdziwienie przechodzące do szoku. W końcu kursując od stolika do stolika trafiłem na właściwego człowieka, który był niemniej zdziwiony jak i cała reszta no ale skoro mus to mus;) Formalności zostały sprawnie wykonane i pora na to co  w tym wszystkim najciekawsze czyli psy.

A patrzeć było na co – na środku placu ognicho, kręcą się ludziska. Niektórzy w strojach łowczych, inni po cywilnemu. Myślicie zapewne, taki „men world”, samczy zew krwi, pierwotne instynkty – mężczyzna łowca. A tu zonk, więcej jak połowa to kobity (lewaki  swoimi parytetami mogą teraz podetrzeć swoją najszlachetniejszą część ciała). Takoż wszyscy ustawili się w szeregu, wykroczyło naprzód dwoje hejnalistów i już grac na tych trąbach sygnał (aż sam miałem się się rzucić w pogoń za zającem po kartoflisku tak mnie atmosfera zabrała;)) Psiaki ładne – dominowały setery irlandzkie były też angielskie, gordon seter, wyżły niemieckie, weimary, munsterladzki i to raczej w tym składzie. No więc po pokazie talentu muzycznego hejnalistów, słów kilka i hejże na zwierza;) No, z tym zwierzem tez nie do końca – były co prawda wabiki z hodowli zwierząt w postaci zajęcy i kuropatw ale to się do uciekania nawet nie nadaje brak instynktu i kondycji – coś jakbyśmy oglądali reprezentację piłkarską  pewnego kraju położonego między Bugiem, a Odrą.

Wpierw trzeba było dotrzeć na miejsce. Ja ruszyłem moim „foksterierem” w szeregu „kaukazów”. Zauważacie pewną prawidłowość, iż im mniejsza babeczka tym większym autem jeździ? W końcu dotarliśmy na miejsce prób, uroczo, słoneczko, trawka, lasek, zapach rosy ale od strony wsi w naszą stronę ktoś nadjeżdża po nierównościach polnej drogi. Lśni w sońcu żółta trzydziestka, ciągnąca srebrny beczkowóz (taki sam jakim rolnicy na protestach gnojowicę maja zwyczaj wylewać) i kiedy pada cień podejrzenia, iż posiadacz ziemi storpeduje te pokazy pod zarzutem deptania trawy okazuje się iż obawy są bezzasadne. Rolas (bo inaczej delikwenta określić nie można) jechał, owszem z gnojowicą,i owszem, po to by ją wylać ale nie na nieproszonych gości tylko do maleńkiej rzeczki wijącej się śród łąki – się natura dostosuje. Poza tym łąka i tak nie jego, rzeka też nie to po co płacić za odbiór gówna, skoro można je wylać – hańba mu!

Wracając już do samych prób to składają się z: Reakcji na strzał – piesek sobie lata nie świadom niczego, po czym z nienacka pada strzał (w powietrze, nie do psa) i jeżeli psiak zachowa się jakby wychował się co najmniej na ulicach favel Rio to szacun. Gorzej jeżeli z wyżła wyjdzie pacyfista i panicznie  zacznie uciekać – oj, nie będzie szacuna, ani u właściciela ani właściciel nie będzie miał miru wśród jemu podobnych. Potem próby czucia wiatru „górnego” czyli wystawki zwierza i wiatru „dolnego” to jest trzymanie tropu. Do tego dochodzi okładanie pola – to jest proste i każdemu łatwo przyjdzie to zrozumieć kto nad ranem z baru do domu próbował się na piechotę dostać czyli łażenie zygzakiem. Różnica polega na tym, że psy są trzeźwe. Ostatnim wyzwaniem jest próba wody to znaczy wyżeł robi hopa do wody, płynie po zanętkę, po czym z zanętką wraca na brzeg. Jeżeli nie utonie to jego trud jest skończony – dostanie ocenę, właściciel dyplomik i zaczyna się trud właściciela, bo jest wieczorne ognicho, a po nim dzień następny. A sami wiemy, że dnia następnego nawet kot potrafi nieznośnie tupać i wtedy przydaje się dobrze wyszkolony wyżeł;p

Jeżeli temat kogoś szerzej zainteresował to więcej wyżłoświata może znaleźć np. tu: http://klubwyzlapzl.pl/

Jedna odpowiedź »

Dodaj komentarz